drukuj

Grzybnie, kable i big data. Wystawa „mattermorphosis” we Wrocławiu

Czy świat natury może przenikać się ze sztuką? Co stanie się, gdy grzybnia zastąpi malarskie płótno? Czy i kiedy technologia wyprze faunę i florę? Wystawa „mattermorphosis” jest zaproszeniem do dyskusji na temat końca świata, który znamy. Świata, w którym technologia i sztuka stanowiące odrębne kategorie, na naszych oczach zaczynają przenikać się, tworząc jednorodny organizm.

Pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Sztukę i technologię różni niemalże wszystko. Pierwsza szczyci się liberalizmem i brakiem zasad. Tworzy rzeczywistość, często negując jej obecny stan. Technologię zaś opisuje się jako przewidywalną, ale metodyczną drogę do rozwoju świata. Nad korelacją tych światów zastanawiali się twórcy otwartej niedawno wystawy „mattermorphosis”.  Projekt jest wynikiem współpracy Centrum Sztuki Wro, IP Studio (działającej od 2014 roku galerii sztuki) oraz letniej szkoły Funken Akademy -międzynarodowego projektu współpracy instytucji kultury i ośrodków technologicznych.. Artyści sięgnęli po niestandardowe środki wyrazu: grzybnię, komponenty LED czy algorytmy big data. Na środowym wernisażu pokazano dziewięć, komisyjnie wybranych prac twórców i twórczyń z całego świata. Swoje instalacje zaprezentowali: Eugénie Desmedt, Erwin Jeneralczyk, Jonathan Joosten, Hendrik Klatte, Sonia Kujawa, Laura Leppert, Sohyun Lee, Pai Litzenberger, Charlotte Roschka oraz Amelie Vierbuchen. - Do dziś nie wiedzieliśmy, co pojawi się w przestrzeniach galerii. Ten projekt aż do momentu ostatecznego rozstawienia w IP Studio i Centrum Sztuki Wro był niejako niespodzianką także dla organizatorów - wyjaśniała kuratorka Dominika Kluszczyk podczas otwarcia wystawy.

Wydarzenie odbyło się w dwóch przestrzeniach. Pierwsza nieco bardziej kameralna została zaaranżowana przy Ruskiej 46A, czyli na dziedzińcu Galerii Neonów. Klimat IP Studio  był zdecydowanie tajemniczy. Kuratorka wystawy Dominika Kluszczyk zdecydowała się na niemalże całkowite zaciemnienie galerii, pozostawiając przestrzeń pięciu pracom. Uwagę przykuwała video-instalacja „The Case of Dataworm” autorstwa Sohyun Lee. Ogromny ekran był tłem dla pięciu rzeźb budzących skojarzenia z ludzkimi palcami uformowanymi na podobieństwo organizmów rafy koralowej. Uczestnicy wystawy mogli sterować obiektami, przybliżając swoje ręce do eksponatów i uruchamiając iluminację figur. Lee starała się zbadać hipotezę prof. Odeda Rechaviego, pracownika Uniwersytetu w Tel Avivie. Rechavi kwestionuje zastaną wiedzę z zakresu neurobiologii. Artystka odnosi się w swojej pracy do tezy profesora, według której mechanizm dziedziczenia cech nie zależy od cząsteczek DNA, a RNA. Artystka połączyła w tym celu modele Dataworm, wykształcone z ludzkiego RNA. Sama Sohyun Lee, jak i inni obecni na wydarzeniu autorzy prac, nawigowali interakcją widzów z obiektami. W IP Studio pokazano także prace Amelie Vierbuchen, Pai Litzenberger, Erwina Jeneralczyka oraz Eugénie Desmedt. Tam pojawiły się chociażby fulgoryty, czyli skamieniałe błyskawice. Vierbuchem bada jak hodować te minerały w ramach poszukiwań artystycznych.

Po pierwszej części widzowie mogli udać się do Centrum Sztuki WRO. Oddalona o kilometr sala reprezentowała zupełnie inną stronę „mattermorphosis”. Doświetlona galeria zaaranżowana z biura Centrum Wro stała się tłem dla inicjatyw performatywnych. Jedną z nich był „an act of arriving (or becoming visible)” Hendrika Klatte i Jonathana Jootstena. Artyści w swoim performance dokonali wnikliwej obserwacji przenikającego się świata dźwięków i mikroorganizmów. Wydrapując w siatce kaszty drukarskiej kolejne przestrzenie, zajmowane przez grzybnię czy minerały, starali się szukać podobieństw między dwoma światami. Sytuacja wymagająca absolutnej ciszy stała się doskonałym finałem wernisażu. Oprócz dźwiękowego performance, swoje prace pokazała także Sonia Kujawa czy Charlotte Roschka. Druga część wernisażu odbyła się w zdecydowanie luźniejszej atmosferze. Widok rozpościerający się z galerii ukazywał wrocławski Teatr Lalek. W pewnym sensie pełnił on dodatkowy element scenografii. To widzowie stawali się marionetkami w rękach natury, przyglądając się jak zakrada się ona do świata przemysłu i sztuki, łącząc odległe rzeczywistości.

Tematyka wydarzenia, choć dotyka istotnych dla naszej cywilizacji wątków, nie jest przystępna. Warto zaznaczyć, że prezentowane eksponaty pełniły raczej funkcję zaproszenia do świata natury, niż tłumaczyły pewne zjawiska. Doskonałym rozwiązaniem w tej kwestii okazała się obrana przez organizatorów forma wydarzenia. Pełna niespodzianek „gra miejska” związana z szukaniem galerii, ale i konieczność ciągłego wytężania percepcji w celu zrozumienia idei twórców, stała się przyczyną integracji odbiorców. Plusem wydarzenia była też bliskość relacji artyści – odbiorcy. Obecność autorów prac, ich chęć wytłumaczenia kwestii formalnych i intencji twórczych działała na korzyść odbioru wystawy. Na koniec, warto zadać sobie pytanie, czy grzybnia naprawdę może stać się sztuką, a sztuka grzybnią? Po środowym wernisażu nie mam złudzeń, że jest to całkowicie do zrealizowania.

Wystawa  „mattermorphosis” zorganizowana została przez Wro Centrum, IP Studio oraz Funken Akademy. Wydarzenie zostało dofinansowane przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Prace będzie można zobaczyć do 28 kwietnia.

Marta Kot